Od zawsze marzył mi się jakiś śliczny push-up, ot tak,
dla odmiany od miękkich staniczków. Albo może na przekór - bo nawet przed
uświadomieniem ciągle słyszałam, że nie na mój biust takie „ustrojstwo”.
Zaczynałam już wierzyć, że Panie z bazarków mają rację...
I tutaj jak z nieba, czy może raczej z czeluści
piekielnych, pojawiło się Inferno marki Panache. Muszę przyznać, że jak
rozpakowałam paczuszkę z bohaterem tej opowieści to byłam zbita z tropu. „A co
to za brzydactwo mi przysłano? I co za ogromne michy! Przecież ja się w tym
utopię!” – pomyślałam odruchowo. Oczywiście zaraz po założeniu zmieniłam zdanie
o 180 stopni. „Ja mam taki biust??? Co za cudowny stanik!!! Na nic go nie
zamienię!” Tak drogie Panie, Inferno nabiera „kształtu” dopiero po założeniu,
dlatego nie należy zbyt pochopnie go oceniać.
Pierwsze co się rzuca w oczy to miseczki. Jak już
wspomniałam zdają się być ogromne (siostra założyła mój stanik na głowę,
naprawdę!), mi nawet przypominają dwa talerze (nawet moja koleżanka kojarzy go
jako "ten od talerzy"). Wypełnione są one cienką warstwą gąbki,
dzięki czemu staniczek jest usztywniony i nadaje biustowi wygląd dwóch
przytulonych jabłuszek, czyli właśnie taki o jakim każda z nas marzy. Tutaj
pojawić się może pytanie – czy miseczka jest standardowa, czy może producenci
zapomnieli odjąć pojemność gąbki? Według mojej opinii rozmiarówka jest w
normie, z tendencją do zaniżonej.
Oczywiście nie samą miseczką człowiek żyje. Warto
zauważyć, że Inferno jest bardzo nisko zabudowane pod pachą (jak w bazarkowych
75B) i ma maksymalnie obniżony mostek. Dzięki temu zabiegowi nie straszne nam
już upały! Biustonosz idealnie nadaje się do zadań specjalnych – przepastnych
dekoltów czy bluzek kopertówek.
Kolejną drobnostką, jaka wzbudziła moją sympatię do
piekielnego stanika są odpinane ramiączka. (nie wiem zupełnie dlaczego tak
rzadko spotykane w biustonosza o miseczkach D+, nie mówiąc już o G+) Wystarczy
je przepiąć i voila! Stanik do częściowo odkrytych pleców gotowy!
Waszą uwagę powinien zwrócić pewnie drobny, ale ważny
szczegół - na zdjęciu stanik zdaje się być matowy. W rzeczywistości jednak
materiał z jakiego jest uszyty jest gładki, śliski i ... świecący! Zupełnie
jakby ktoś go przetkał cienką, srebrną nitką! Fakt ten można wykorzystać na
wiele sposobów, np. ostatnio jest bardzo modny tiuning – możemy doszyć kilka
koralików, cekinów, frędzelków i oto mamy kostium na zajęcia z tańca brzucha.
Z kwestii praktycznych warto podkreślić, że obwód jest
raczej ścisły, podszyty na całej szerokości mało rozciągliwą gumką. W ten
sposób szczupły zakres rozmiarowy (60-85 D-G) można rozszerzyć już o 2 literki.
Nie tylko wygląd, ale i kolorystyka biustonosza jest
dość ciekawa. Jeśli pominie się świętą trójcę (czerń, biel i krem), to możemy
się zachwycać: oberżynowym fioletem, koralowym różem i wieczornym granatem.
Ciekawe co jeszcze nas czeka?
Podsumowując: nie oddam go za żadne pieniądze świata!
Spektakularny efekt i wymarzona dolinka są warte swojej ceny, zwłaszcza,
że wrażenie jakie wywiera na mężczyznach jest nie do podrobienia (to jedyny
biustonosz jaki rozpoznaje mój chłopak bez zająknięcia, zresztą jego ulubiony).
Nic tylko zakochać się, piekielnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz